Menu

Europejskie wiadomości bez granic. W Twoim języku.

Menu
×

„Powinni byli bardziej się postarać”: Czechy nie mogą znaleźć odpowiedzi na populizm

Jest 6 kwietnia, a temperatura przekracza 30 stopni. Pierwsze w tym roku targi uliczne rozpoczynają się dziś na placu Malá Strana, w samym sercu starej Pragi. Stragany sprzedają wszystko, od argentyńskich przysmaków po organiczną lemoniadę. Aby do nich dotrzeć, trzeba jednak przedrzeć się przez setki głównie młodych ludzi, którzy nie są tu po to, by coś przekąsić. Ściskają transparenty takie jak „Moje ciało, mój wybór” lub „Jesteśmy prawdziwymi pro-liferami”.

Peter ze związku studenckiego Mater Noster krzyczy do megafonu. „Tak zwany ruch pro-life(Hnutí pro život) wcale nie jest pro-life! To my jesteśmy za sprawiedliwością społeczną i prawami pracowniczymi, to my jesteśmy pro-life! Pro-life dla kobiet, pro-life dla dzieci, pro-life dla osób queer, pro-life z autonomią cielesną, pro-life z miłością!”. .

W międzyczasie grupa ludzi w pierwszym rzędzie spiera się o czasownik hiszpańskiego„No pasaran” („Nie przejdą”).

Zdjęcie: "Czechy przeciwko strachowi" (František Plzák)
Demonstracja „Czechy przeciwko strachowi” w Pradze, 30 października 2023 r. | Zdjęcie: František Plzák

Gdy nad sceną powiewa różowa flaga, tłum zaczyna blokować pobliski Legion Bridge. Niektórzy siedzą na pokładzie mostka, inni stoją niepewnie wokół krawędzi. Blokada została zabezpieczona przez dwóch wspinaczy, którzy wspięli się na okablowanie mostu. Tak zwany Marsz dla Życia, coroczna parada antyaborcyjna, nie jest jeszcze w zasięgu wzroku, ale tłum na moście już skanduje: „Clerico – faszyzm, brud i szumowina!”.

Czeski rząd ułatwia życie neofaszystom

Kwietniowa blokada marszu antyaborcyjnego, czwarty taki protest, kontynuuje tradycję kontrprotestowania neonazistowskich marszów, która rozpoczęła się w latach 90-tych. W tamtych czasach czeska skrajna prawica wciąż wyglądała jak stereotypowy obraz nazisty: ogolone głowy, buty i swastyki.

Jak zauważa politolog Jan Charvát, łatwo było potępić postać neonazistowskiego skinheada. Dotyczyło to nawet osób, które podzielały niektóre z ich poglądów – na przykład dotyczących Romów.

„I tak, przez długi czas jedynymi, którzy naprawdę głośno i wyraźnie wypowiadali się przeciwko neonazistom, byli anarchiści”, podkreśla Charvát. „Ale anarchiści również mówili: nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim, jesteśmy przeciwko państwu. Tak więc antyfaszystowskie blokady były przedstawiane w mediach jako konflikt między dwiema skrajnymi i marginalnymi grupami, jako walka między skinheadami i punkami, która nie dotyczyła zwykłego człowieka”. Blokady te zakończyły się w 2007 roku. Anarchiści zdali sobie sprawę, że neonaziści chodzą na demonstracje głównie po to, by walczyć, mówi Charvát.

W 2015 r., w odpowiedzi na tzw. kryzys migracyjny, skrajna prawica ostatecznie zmieniła taktykę. Rasizm i antysemityzm zostały zastąpione przez islamofobię, jawny nacjonalizm został zastąpiony przez „eurosceptycyzm”, a autorytarne odniesienia zostały zastąpione apelami o demokrację bezpośrednią (najsilniejsza czeska skrajnie prawicowa partia nazywa się Wolność i Demokracja Bezpośrednia).

Na wydarzeniach przeciwko uchodźcom przemawiali mężczyźni w garniturach. Udało im się przekonać część społeczeństwa, że świat jest kontrolowany przez „niewybieralne” organizacje pozarządowe. W całej Europie odbyły się demonstracje solidarności z syryjskimi uchodźcami, ale w Pradze tylko kilkadziesiąt osób opowiedziało się za ich przyjęciem.

Rzeczywiście, sprzeciw wobec uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki stał się punktem konsensusu w głównym nurcie polityki. Republika Czeska przyjęła wówczas łącznie dwunastu uchodźców w ramach kwot UE. W ten sposób widmo muzułmańskiej imigracji szybko przestało funkcjonować jako kwestia mobilizująca.

Tak więc machina dezinformacji i skrajna prawica zwróciły się ku innym kryzysom: pandemii koronawirusa i związanym z nią ograniczeniom, wojnie na Ukrainie i przybyciu pół miliona uchodźców. I, co nie mniej ważne, inflacja.

Wszystkie te kryzysy osiągnęły punkt kulminacyjny w czasie, gdy płace realne w Czechach spadały konsekwentnie od ponad dwóch lat. Pod koniec 2022 r. był to najbardziej gwałtowny spadek w OECD.

Prawicowy czeski rząd zareagował na to trwałe zubożenie ludności tak zwaną „polityką oszczędności” – tj. polityką cięć motywowaną ideologią neoliberalną. Było to na rękę faszystowskim prądom w społeczeństwie. Byli oni zbyt chętni do obwiniania za spowolnienie gospodarcze, między innymi, pomocy dla Ukrainy i sprzeciwu rządu (jakkolwiek retorycznego) wobec rosyjskiego gazu.

We wrześniu 2022 r. Jindřich Rajchl, były członek skrajnie prawicowego ruchu Trikolóra, zwołał antyrządową demonstrację Czechia Against Poverty. Jego żądania obejmowały nacjonalizację firmy energetycznej CEZ, zniesienie rządowego komisarza ds. mediów i dezinformacji oraz wstrzymanie pomocy wojskowej dla Ukrainy. Zapełnił Plac Wacława: przyszło ponad 70 000 osób.

Moralna wyższość czeskich liberałów

„Wszyscy byliśmy przerażeni, że podżegaczom do strachu udało się zgromadzić tak wielu swoich zwolenników na Placu Wacława”, wspomina Mariana Novotná z organizacji Milion Chvilek Pro Demokracii („Milion chwil dla demokracji”), inicjatywa obywatelska, która od 2017 roku organizowała masowe protesty – największe od rewolucji 1989 roku – przeciwko Andrej Babiš(oskarżony) konserwatywny premier Czech, biznesmen i właściciel mediów w jednym. „Dostrzegaliśmy jednak wiele obaw natury ekonomicznej. Czeskie społeczeństwo obawiało się, że zimą nie będzie czym ogrzać domu. Chcieliśmy więc zgromadzić ludzi, którzy pomimo strachu popierają proeuropejski kierunek. Aby było jasne, że nikt z nas nie jest w tym osamotniony”.

W pewnym stopniu im się to udało. Andrej Babiš nie uzyskał większości w wyborach w 2021 roku. W demonstracji „Czechy przeciwko strachowi” w październiku 2022 r. wzięła udział podobna liczba osób, co w demonstracji Jindřicha Rajchla. Novotná przyznaje jednak, że „Chvilkaři” ostrożnie ograniczają swoją krytykę rządu, aby nie pomóc Babišowi lub skrajnie prawicowej SPD.

Kiedy grupa bierze pod lupę rząd, dotyczy to takich tematów jak dezinformacja lub konflikt interesów ministra sprawiedliwości Pavla Blažka. „Musieliśmy zawęzić zakres naszych działań. Nie skupiamy się na kwestiach społeczno-ekonomicznych. Nie jest to nasz główny temat i nie mamy odpowiedniej wiedzy” – wyjaśnia Novotná.

Główną reakcją czeskich liberałów na pełzający neofaszyzm był cierpliwy wysiłek obalania dezinformacji. Niestety, często towarzyszy temu nuta moralnej wyższości skierowana do niewyszukanych mas, wymownie zilustrowana terminem „dezolát” („oszukany”) używanym do opisania tych, którzy rozpowszechniają i popierają dezinformację.

Liberałowie, zarówno wewnątrz koalicji rządzącej, jak i poza nią, mają tendencję do bagatelizowania możliwości, że rząd kieruje swoich potencjalnych zwolenników w ramiona prawicowych populistów poprzez swoją antyspołeczną politykę. Wydaje się, że dezoláti powinni byli bardziej się starać, aby być lepiej wykształconymi i bogatszymi.

„W dzisiejszych czasach [the nationalists] nie ma nic do sprzedania poza strachem”, komentuje Dave z inicjatywy Illumicati, której członkowie trzymali ukraińskie flagi na demonstracjach Rajchla. „Wykorzystują antyrządową niechęć wśród mniej zamożnych, których problemy łatwo zrzucić na rząd. Nie chodzi o to, że rząd robi wszystko dobrze, ale trzeba się zastanowić, czy część problemu nie jest spowodowana przez niego samego”.

Bardziej niż antyuchodźcza czy antyfeministyczna retoryka, czeskim liberałom najbardziej przeszkadza to, że dzisiejszy populizm sąsiadujący z faszyzmem jest często prorosyjski. Opozycja „antysystemowa” rzeczywiście głośno krytykuje politykę zagraniczną czeskiego rządu zorientowaną na Zachód.

Nieszczęścia czeskiej lewicy

Społeczne korzenie neofaszyzmu są zatem uważane za priorytet tylko przez mniejszość dzisiejszej postępowej lewicy, która generalnie woli atakować (z uzasadnieniem) prawicowych populistów w kwestiach kulturowych, takich jak aborcja.

„Nie jesteśmy partią polityczną i naszym zadaniem nie jest przekonywanie kogokolwiek”, przekonuje Kryštof (prawdziwe imię zostało utajnione na jego prośbę) z Kolektiv 115, który współorganizował blokadę Marszu dla Życia. „Forsujemy politykę opartą na ludziach pracy, migrantach, Romach i osobach transpłciowych. Odrzucamy ideę ogólnej „klasy robotniczej”, która jest i zawsze będzie ksenofobiczna”.

Ta ostatnia blokada zmobilizowała sporą liczbę osób, ale była nieco wyjątkowa. „Prawo do aborcji dotyczy połowy populacji”, mówi socjolog Eva Svatoňová, wyjaśniając dużą frekwencję. „Jednocześnie jest to kwestia jednocząca, co do której lewica i feministki są zgodne. Co więcej, możemy łatwo zobaczyć, co ruch pro-life zrobił w Stanach Zjednoczonych, Polsce, Włoszech i na Słowacji„.

Z drugiej strony, demonstracja w połowie marca z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Rasizmem i Faszyzmem cieszyła się niewielką frekwencją. Czeska lewica marnieje i pozostaje podzielona. W 2021 r. po raz pierwszy całkowicie wypadła z parlamentu, a jej wyborcy zostali wchłonięci przez populistyczny ruch ANO premiera Andreja Babiša. Socjaldemokraci nierozsądnie zdecydowali się uczestniczyć w jego koalicji przez dwie kadencje, a nawet komuniści wspierali rząd przez kilka lat.

Sytuację dodatkowo komplikuje antyimigrancka i antyfeministyczna retoryka płynąca z konserwatywnych kręgów czeskiej lewicy. Próżne jest przekonanie, że pomoże to odzyskać tradycyjnych lewicowych wyborców i sprawi, że lewica znów stanie się istotna.

Ze swojej strony, tak zwani komuniści startują w tegorocznych wyborach do UE wraz z byłymi członkami skrajnie prawicowego ruchu Jindřicha Rajchla. I coraz trudniej jest śledzić socjaldemokratów, którzy przeszli na skrajną prawicę.

Bohumír Dufek, przewodniczący Stowarzyszenia Niezależnych Związków Zawodowych, przemawiał nawet na demonstracjach Rajchla. Później zaprosił notorycznego dezinformatora, Daniela Sterzika, na protest towarzyszący strajkowi nauczycieli – dając w ten sposób mediom głównego nurtu pretekst do mówienia o czymś innym niż żądania strajkujących.

Politolog Ondřej Slačálek komentuje, że „rola skrajnej prawicy w naszym kraju została przejęta przez nowy nurt konserwatyzmu, który wywodzi się zarówno z prawicy, jak i lewicy i który identyfikuje się z migrantami, kobietami, mniejszościami i współczesnym liberalizmem. Zostało to pokazane, gdy ani małżeństwa osób tej samej płci, ani konwencja stambulska (w sprawie przemocy domowej) nie zostały zatwierdzone przez parlament”.

Jego kolega Charvát uważa, że letarg czeskiej opinii publicznej wobec faszystowskiego zagrożenia wynika również z ich rozumienia czeskiej historii: „Uważamy się za mały naród, podczas gdy w Europie jesteśmy raczej narodem średniej wielkości. Istnieje poczucie, że jesteśmy manipulowani, że utknęliśmy na peryferiach między Rosją a Niemcami”.

Demobilizacja ta była dodatkowo podsycana w latach 90. przez Václava Klausa, prawicowego premiera i późniejszego lidera konserwatywnej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). „Klaus postrzegał aktywizm obywatelski jako uzurpację partii politycznych, które musiały wygrać wybory, a więc były jedynymi prawowitymi podmiotami zasługującymi na wsparcie”, dodaje Charvát.

Silny przeciwnik

W międzyczasie dzisiejszy prawicowy czeski rząd nadal traci poparcie: jego wskaźnik poparcia oscyluje obecnie wokół 17%. Na półtora roku przed wyborami parlamentarnymi powrót Babiša na stanowisko premiera wydaje się niemal nieunikniony.

Pozostaje pytanie, czy będzie rządził sam, czy w koalicji. Potencjalnymi partnerami są skrajnie prawicowa SPD i konserwatywna ODS. Ta ostatnia jest najsilniejszą partią w obecnym rządzie, ale dołączyła do niego właśnie dzięki obietnicy odsunięcia Babiša od władzy i „uratowania czeskiej demokracji”.

Jej obecność w rządzie jest jednak korzystna dla wpływowych postaci czeskiej oligarchii, więc powyborcze porozumienie między ODS a Babišem wydaje się możliwe. Rzeczywiście, widmo koalicji ANO Babiša i SPD może okazać się przydatne jako alibi, które pozwoli ODS rządzić z Babišem.

Niezależnie od wyniku, prawdopodobieństwo – graniczące z pewnością – jest takie, że następny czeski rząd będzie niesympatyczny dla nie-białych uchodźców, podporządkowany oligarchii paliw kopalnych i agrobiznesowi, a jego priorytetem nie będzie spójność społeczna.

Przejęcie władzy przez skrajną prawicę, zgodnie z tradycyjną definicją, nie jest nieuchronne, choć kolejny rząd Babiša może okazać się autorytarny. Ale coś ze skrajnie prawicowego światopoglądu już dawno przeniknęło do demokratycznego głównego nurtu Czech. To będzie trudniejsze do pokonania niż grupa łysych głów i butów.

Petra Dvořáková

Przy wsparciu Heinrich-Böll-Stiftung EU
Go to top