Menu

European news without borders. In your language.

Menu

Owdowiały przez granice Europy

Samrin i Sanooja były koleżankami z liceum. Oboje urodzili się w 1990 roku i dorastali razem w Kalpitiya, 80-tysięcznym mieście na krańcu małego półwyspu na Sri Lance. Kiedy Samrin po raz pierwszy zaprosiła Sanooję na randkę w dziewiątej klasie, ta odmówiła. Ale lata później, kiedy jej współlokatorzy przekradli się przez jej pamiętnik, zapytali o chłopca we wszystkich jej historiach.

Kiedy skończyły 20 lat, Sanooja uczyła się na nauczycielkę, a Samrin wyjechała z miasta do pracy. Po sześciu latach rozmów wideo i serduszkowych selfie z emoji, Samrin wróciła do domu w 2017 roku i pobrali się, ona w białej chuście na głowie i sukience z rękawami w kolorze indygo, a on w pasującym garniturze w kolorze indygo. Ich syn Haashim urodził się rok później. Nazywali siebie nawzajem „thangam”, czyli złotem.

Sanooja śmieje się, że jej mąż był „tym facetem, który przychodził do szkoły z nażelowanymi włosami”. Po raz pierwszy zaprosił ją na randkę w dziewiątej klasie, została jego dziewczyną w „10/10/10”, a pobrali się 10 kwietnia 2017 roku. Zdjęcie: Udostępnione przez rodzinę.

Miała nadzieję, że narodziny ich syna oznaczają, że Samrin będzie od teraz w pobliżu. Zabrali syna na plażę, do zoo. Następnie w 2019 r. nastąpił kryzys gospodarczy, najgorszy od czasu uzyskania niepodległości w 1948 r. Codzienne przerwy w dostawie prądu, brak paliwa i gwałtowna inflacja. W 2022 r. krajem wstrząsnęły protesty, a rząd ogłosił bankructwo.

Samrin był trudną osobą do zakochania się, mówi Sanooja, ponieważ był bardzo ambitny. Sanooja uśmiecha się gorzko podczas rozmowy wideo z domu w Kalpitiya. Słońce przebija się przez drzewo mango na podwórku, gdzie oboje często siedzieli i snuli plany na przyszłość.

Ale część miłości do niego, jak wyjaśnia, oznaczała wspieranie go nawet w najtrudniejszych decyzjach. Jedną z tych decyzji było wzięcie samolotu do Moskwy, a następnie podróż do Europy i wysłanie pieniędzy do domu. „Poszedł, abyśmy byli szczęśliwi, aby było nam dobrze”.

Ostatniego dnia Sanooja zaskoczyła go tortem: Błękitny lukier, samolot wykonany z fondantu, wznoszący się z ziemi wykonanej z czekoladowej posypki. Wielkimi literami: „Kocham cię i będę tęsknić. Bezpiecznej podróży, Thangam”. Na ich ostatnich wspólnych zdjęciach Haashim siedzi roześmiany na kolanach Samrina, gdy ten kroi tort. Tej nocy Samrin ściskał swojego syna i płakał. Następnego dnia założył parę niebieskich butów Converse All-Stars, spakował czarny plecak i wyruszył w drogę. Był 26 czerwca 2022 roku. Właśnie skończył 32 lata.

Samrin i jego syn Haashim przygotowują się do krojenia tortu upieczonego przez jego żonę Sanooję w jego ostatnią noc w domu. Na torcie widnieje napis: „Kocham cię i będę tęsknić. Bezpiecznej podróży, Thangam”.

Sprawy nie potoczyły się zgodnie z planem. Wsiadł do autobusu z Petersburga do Helsinek, ale fałszywa wiza Schengen, za którą tak dużo zapłacili, została odrzucona na fińskiej granicy. Sanooja powiedziała mu, że zawsze może wrócić do domu. Aby sfinansować podróż, sprzedali działkę Samrin i biżuterię Sanooji, a także pożyczyli pieniądze od przyjaciół. Samrin zdecydował, że nie ma już odwrotu. Przerzucił się na plan B: mógł pojechać na Białoruś, gdzie nie potrzebował wizy, i przekroczyć granicę z Litwą w strefie Schengen.

Kiedy 16 sierpnia 2022 r. Samrin zameldował się w hotelu Old Town Trio w Wilnie, pierwszą rzeczą, jaką zrobił, był telefon do domu: Przeżył las. Sanooja odetchnęła z ulgą słysząc jego głos. Opowiedział jej o ośmiu dniach przeprawy przez las między Białorusią a Litwą, o błocie po kolana. Dni bez jedzenia, picie brudnej wody. Opowiedział jej zwłaszcza o bólach żołądka, gdy chodził po lesie, z powodu niedawnej operacji usunięcia kamieni nerkowych. Czasami oddawał mocz z krwią.

Samrin często wysyłała Sanooji zdjęcia i selfie z drogi. Zdjęcie: Udostępnione przez rodzinę.

Ale był w Unii Europejskiej. Kupił bilet lotniczy na wylot do Paryża za cztery dni, miasta, w którym miał nadzieję rozpocząć nowe życie. Nie wiadomo, co stało się później. To właśnie wie Sanooja:

Trzeciego dnia Samrin wszedł do hotelowego lobby, a kierownik wezwał ochronę. Funkcjonariusze w cywilu wsadzili go do samochodu i przewieźli 50 kilometrów z powrotem do granicy z Białorusią. W niecałe 72 godziny Samrin ponownie znalazł się w lesie, z którego walczył o ucieczkę.

Było już ciemno, gdy Samrin została sama w lesie. Nie miał plecaka, śpiwora ani jedzenia. Jego telefon rozładowywał się. Następnego ranka Samrin na krótko połączyła się z Internetem, aby wysłać Sanooji ostatnią wiadomość na WhatsApp: „Nie ma wody, chyba umrę. Trangam, kocham cię”.

To był początek głuchej ciszy, która trwała cztery i pół miesiąca. Kiedy dochodzi do tej części historii, Sanooja, zawsze rozmowna i elokwentna, przeprasza, że po prostu nie może tego opisać. Jej oczy zaszkliły się i powędrowały w górę.

Komisarz Praw Człowieka Rady Europy Dunja Mijatović zapewniła, że rodziny mają „prawo do prawdy” o losach swoich bliskich, którzy zaginęli w drodze do Europy. W 2021 r. Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą do „szybkich i skutecznych procesów identyfikacji”, aby połączyć ciała tych, którzy zginęli, z osobami ich poszukującymi. Dwa lata później Mijatović powiedział nam, że niewiele zostało zrobione, a sprawa jest „legislacyjną pustką”.

W ramach dochodzenia w sprawie grobów granicznych, prowadzonego przez transgraniczny zespół ośmiu niezależnych dziennikarzy z całej Europy we współpracy z Bezstronne wiadomości, The Guardian oraz Süddeutsche Zeitungśledziliśmy historie tych, którzy 29,000 osób, które zginęły na europejskich szlakach migracyjnych w ciągu ostatniej dekady, z których większość pozostaje nieznana.

Zweryfikowaliśmy 1 015 nieoznakowanych grobów na 65 cmentarzach, reprezentujących osoby, które próbowały wjechać do UE i zostały pochowane bez identyfikacji wzdłuż europejskich granic w Polsce, na Litwie, w Grecji, Hiszpanii, we Włoszech, na Malcie, we Francji i w Chorwacji.

Rozmawialiśmy z rodzinami, koronerami, naukowcami medycyny sądowej, organizacjami pozarządowymi i patologami, a także z kilkunastoma pracownikami organizacji humanitarnych, prawnikami i decydentami politycznymi, aby odpowiedzieć na pytanie, co dzieje się po tym, jak coś pójdzie nie tak na granicach Europy – i kto jest za to odpowiedzialny.

W tym raporcie skupiliśmy się na tych, którzy zaginęli na najnowszej granicy europejskiego kryzysu migracyjnego: lesie, który obejmuje granice między Białorusią a UE (Litwa, Polska, Łotwa).

Kto liczy zmarłych?

Puszcza Białowieska, Polska. Region przygraniczny z Białorusią. Zdjęcie: Gabriela Ramirez


Las wzdłuż granicy z Białorusią to gęsty krajobraz zarośli, mchu i bagien, obejmujący jeden z największych starożytnych obszarów leśnych w Europie.

Rozciągający się na setki kilometrów kwadratowych przez granice z Litwą i Polską las stał się nieoczekiwanym punktem zapalnym, gdy Białoruś zaczęła wydawać wizy i otwierać bezpośrednie loty do Mińska latem 2021 roku. Ta gra o władzę między białoruskim prezydentem Łukaszenką a jego sąsiadami z UE została nazwana „grą polityczną”, w której migranci są pionkami.

Od 2021 r. tysiące ludzi, głównie z Bliskiego Wschodu i Afryki, próbowało dostać się do UE z Białorusi przez jej granice w Polsce i na Litwie. Setki ludzi zostało uwięzionych na kilometrowej ziemi niczyjej między terytorium Białorusi a ogrodzeniem granicznym UE, ściganych tam i z powrotem przez straż graniczną po obu stronach pod groźbą użycia przemocy. Białoruscy strażnicy podobno grozili wypuszczeniem psów, a na zdjęciach pojawiły się rany po ugryzieniach.

Od 2021 r. Polska i Litwa zwiększyły liczbę „odesłań”, w ramach których straż graniczna natychmiast deportuje ludzi bez możliwości ubiegania się o azyl, a proces ten zyskuje na popularności w całej Europie pomimo naruszenia prawa międzynarodowego. Polska poinformowała o przeprowadzeniu 78,010 od początku kryzysu, a Litwa 21,857. Samrin był najwyraźniej jednym z tych przypadków.

Podczas gdy te dwa kraje publikują dokładne dzienne statystyki dotyczące zawracania imigrantów, nie publikują danych dotyczących zgonów na granicy ani osób uznanych za zaginione.

Polski minister obrony wysłał tej jesieni na granicę 10 000 polskich żołnierzy, z czego 4 000 bezpośrednio przy ogrodzeniu. Zdjęcie: Gabriela Ramirez

„Państwa narodowe chcą wykonywać tę pracę potajemnie”, wyjaśnia Tomas Tomilinas, członek litewskiego parlamentu. „Znajdujemy się tutaj na marginesie prawa i konstytucji, każdy rząd odsuwający ludzi próbuje uniknąć rozgłosu na ten temat”.

Oficjalne dane to celowa pustka. Zarówno polska, jak i litewska Straż Graniczna odmówiły podania nam jakichkolwiek danych liczbowych. Istnieją jednak organizacje, które starają się to policzyć: Grupy humanitarne w Polsce, w tym Grupa Granica i Podlaskie Pogotowie Humanitarne (POPH), udokumentowały 52 zgony na granicy polsko-białoruskiej od 2021 roku i śledzą 16 niezidentyfikowanych ciał.

Na Litwie grupa humanitarna Sienos Grupė („Grupa Graniczna” w języku litewskim) udokumentowała 10 zgonów, w tym trzech nieletnich, którzy zmarli w ośrodkach detencyjnych, oraz trzech innych, którzy zginęli w wypadkach samochodowych ścigani przez lokalne władze po przekroczeniu granicy. Na Białorusi organizacja pozarządowa Human Constanta donosi, że według udostępnionych jej danych rządowych zginęły 33 osoby, ale nie odnotowano, czy ciała te zostały zidentyfikowane i czy lub gdzie zostały pochowane.

Na granicy Polski, Litwy i Białorusi organizacje humanitarne sporządziły listę ponad 300 osób uznanych za zaginione. Organizacje podkreślają, że ich dane są niekompletne, ponieważ nie mają ani dostępu, ani możliwości monitorowania pełnego zakresu problemu.

Polski minister obrony wysłał tej jesieni na granicę 10 000 polskich żołnierzy, z czego 4 000 bezpośrednio przy ogrodzeniu. Zdjęcie: Gabriela Ramirez

Gdzie się zwrócić?

Było już po północy na Sri Lance, gdy Samrin przestał odpowiadać na wiadomości. Z odległości 8000 km Sanooja próbowała wezwać pomoc. Znalazła jego ostatnie znane współrzędne na Find My iPhone, niebieską kropkę w Trokienikach, w obwodzie grodzieńskim, tuż po białoruskiej stronie granicy, i próbowała zgłosić jego zaginięcie.

Ostatnie znane lokalizacje Samrina po odepchnięciu; jego telefon komórkowy został wyłączony dzień później. Sanooja śledziła jego ruchy za pomocą aplikacji Znajdź mój iPhone.


Litewska i białoruska straż graniczna odebrała telefon. Błagała, by go znaleźli, nawet jeśli oznaczałoby to aresztowanie lub deportację. Odpowiedzieli, że musi sam zadzwonić. To było zaskakujące: Jak zaginiona osoba może zgłosić się sama?

Zadzwoniła do obozów przetrzymywania migrantów, gdzie ludzie są często przetrzymywani bez dostępu do telefonu przez wiele miesięcy. Może był gdzieś zamknięty. Gdy tylko powiedziała „cześć”, odpowiedzieli „nie po angielsku” i rozłączyli się. Zamiast tego wysłała do nich e-mail, bez odpowiedzi. Wysłała e-mail do UNHCR i Stowarzyszenia Czerwonego Krzyża. Obie instytucje stwierdziły, że nie mają żadnych informacji na temat tej sprawy. Wysłała e-mail na policję, która tydzień później odpowiedziała, że nie ma żadnych informacji.

Sanooja zderzyła się z niemiłą rzeczywistością, w której nie ma organu odpowiedzialnego za takie zapytania ani przygotowanego do udzielenia na nie odpowiedzi. Nawet organizacje zajmujące się pracą z migrantami, takie jak personel obozów dla migrantów, nie chciały lub nie mogły odpowiadać na podstawowe pytania w języku angielskim.

Również międzynarodowe organizacje humanitarne są prawie nieobecne w regionie. W porównaniu z krajami śródziemnomorskimi, takimi jak Hiszpania, Włochy i Grecja, które miały dekadę na zorganizowanie się w odpowiedzi na masowe zgony na ich granicy, obecność formalnej pomocy w Europie Wschodniej jest znacznie mniejsza.

Mijały tygodnie, a w przerażającej ciszy każda możliwość zniknięcia jej męża pojawiała się w umyśle Sanooji. Czteroletni Haashim zaczął co noc wołać swojego ojca, który budził go pocałunkami. Kiedy stracili kontakt, Haashim często moczył łóżko i odmawiał chodzenia do szkoły. „Musiał mieć jakąś intuicję co do swojego ojca” – powiedziała Sanooja.

Samrin i Sanooja często zabierali swojego syna Haashima na plażę w pobliżu ich rodzinnego miasta, Kalpitiya. Sanooja mówi, że po zniknięciu Samrina miejsca, do których Haashim chodził z ojcem, często go zasmucały.

Wtedy Sanooja zaczęła się zastanawiać, czy może być w innym kraju w regionie: Łotwie? Polska? Rozszerzyła swoje poszukiwania na wszystkie cztery kraje. Nie było ambasady Sri Lanki na Litwie, w Polsce, na Białorusi ani na Łotwie, więc wysłała e-mail do najbliższej ambasady w Szwecji. Następnie weszła na Facebooka. W ten sposób znalazła konto Sienos Grupė i wysłała im wiadomość.

Podobnie jak wiele lokalnych grup humanitarnych w całym regionie, Sienos Grupė to niewielki zespół składający się z czterech pracowników zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin i około 30 wolontariuszy. Grupa zjednoczyła się w 2021 roku, aby odpowiadać na wezwania o pomoc za pośrednictwem WhatsApp i Facebooka oraz podrzucać niezbędne zapasy w lesie, takie jak żywność, woda, power banki i suche ubrania.

„Tam jest ciało, proszę idź”.

Lokalne grupy wolontariuszy starały się pomagać żywym, ale wkrótce skontaktowano się z nimi w celu odnalezienia zaginionych lub zmarłych.

Na polskiej granicy wszyscy słyszeli o Piotrze Czabanie. Lokalny dziennikarz i aktywista, kontaktuje się z migrantami próbującymi przekroczyć granicę. Jest znany jako człowiek, który może pomóc w znalezieniu ciał ludzi pozostawionych w lesie, a jego reputacja wielokrotnie się potwierdziła. Wymagania związane z pracą skłoniły go do porzucenia pełnoetatowej pracy.

Piotr Czaban jest lokalnym dziennikarzem i aktywistą na pograniczu polsko-białoruskim. Poszukiwania leśne, które zorganizował wraz z Podlaskim Pogotowiem Humanitarnym (POPH), doprowadziły w tym roku do odnalezienia kilku ciał. Zdjęcie: Tina Xu

Siedzi na skraju zwietrzałej kłody w lesie niedaleko Sokółki, miasta na pograniczu polsko-białoruskim, gdzie mieszka. Poruszając się z łatwością po gęstym poszyciu w dżinsach i butach trekkingowych, wspomina pierwsze poszukiwania, które koordynował w lutym 2022 roku. Otrzymał wiadomość na Facebooku od Syryjczyka z Białorusi: „W lesie jest ciało, tutaj jest miejsce, proszę idź”.

Piotr został zaskoczony. Zapytał swoich przyjaciół z policji, co ma robić, a oni powiedzieli mu, że najlepszym sposobem jest pójście samemu, zrobienie zdjęć, a następnie wezwanie policji. Jednak straż graniczna zamknęła region przygraniczny dla wszystkich nierezydentów, w tym dziennikarzy i pracowników organizacji humanitarnych, więc nie mógł przejść przez policyjne punkty kontrolne do obszaru, w którym leżało ciało.

Piotr wykonał więc kolejny telefon. Tym razem do Rafała Kowalczyka, 53-letniego dyrektora Zakładu Badania Ssaków, który od trzech dekad pracuje w Puszczy Białowieskiej. („W mojej poprzedniej pracy w telewizji przeprowadziłem z nim wywiad na temat żubrów i pomyślałem, że to dobry człowiek” – powiedział na wstępie Piotr).

Rafał stanął na wysokości zadania. Jako ekspert od dzikiej przyrody miał dostęp do zastrzeżonego obszaru leśnego, a teraz zapuścił się w las nie po to, by tropić żubry, ale by podążać za wskazówkami wysłanymi przez zrozpaczonego Syryjczyka.

W bagnie Rafal znalazł 26-letniego Ahmeda Al-Shawafi z Jemenu, bosego i na wpół zanurzonego w wodzie, z jednym butem w błocie obok.

Rafałowi trudno było skierować aparat na twarz martwego mężczyzny, ale zrobił to i ten obraz wciąż go prześladuje. Piotr przekazał policji zdjęcia zrobione przez Rafała z prostym komunikatem: „Wiemy, że tam jest ciało. Teraz trzeba jechać.”

Ale co by było, gdyby Ahmeda znaleziono wcześniej, nawet żywego?

„Policja nie ma żadnych kompetencji”

Dopóki nie ma zdjęcia martwego ciała, policja i straż graniczna często odmawiają poszukiwania zaginionych lub martwych migrantów.

Towarzysze podróży Ahmeda, w tym mężczyzna, który skontaktował się z Piotrem, osobiście błagali polską straż graniczną o pomoc medyczną dla Ahmeda. Zostawili Ahmeda nad rzeką w ferworze hipotermii, aby poprosić o pomoc. Zamiast wezwać ratowników medycznych lub w ogóle szukać Ahmeda, straż graniczna odepchnęła grupę z powrotem na Białoruś, pozostawiając Ahmeda na śmierć w lesie.

W trakcie naszego dochodzenia dowiedzieliśmy się o co najmniej trzech innych zgonach, które są bardzo podobne do śmierci Ahmeda: Etiopka Mahlet Kassa, lat 28; Syryjczyk Mohammed Yasim, lat 32; oraz Jemeńczyk dr Ibrahim Jaber Ahmed Dihiya, lat 33. We wszystkich trzech przypadkach towarzysze podróży zwrócili się do polskich funkcjonariuszy o pomoc medyczną, ale zamiast tego sami zostali odepchnięci. Pomoc nigdy nie nadeszła.

Za każdym razem, gdy aktywiści otrzymują zgłoszenie o zaginięciu lub śmierci osoby, najpierw dzielą się tą informacją z policją. Piotr mówi, że otrzymał odpowiedzi od policji, w tym „Jesteśmy zajęci” lub „To nie nasz problem”.

Po tym, jak policja otrzymała zdjęcia i dokładną lokalizację GPS ciała Ahmeda, oddzwonili, aby powiedzieć, że nadal nie mogą go znaleźć. Kiedy Rafał zawrócił swój samochód, aby osobiście poprowadzić policję do swojego ciała, dowiedział się dlaczego: Policjanci zapuścili się na bagna bez wodoodpornych butów, a nawet GPS-u do nawigacji w lesie, w którym często nie ma połączenia komórkowego.

„Policja jest niewyposażona” – powiedział pełen niedowierzania Rafał. Dwa lata po kryzysie policja nadal nie ma odpowiedniego podstawowego sprzętu ani szkolenia do prowadzenia poszukiwań osób zaginionych lub zmarłych w lesie. Opowiada, że podczas jednej wyprawy po ciało z policją mogli przejść tylko 300 metrów w ciągu godziny, a jeden z funkcjonariuszy stracił podeszwę buta w błocie.

Polska policja odpowiedziała na nasz e-mail: „Policja nie jest organem uprawnionym do zajmowania się osobami nielegalnie przekraczającymi granice”. W rezultacie osiem z 22 ciał znalezionych w tym roku po polskiej stronie granicy zostało odnalezionych przez wolontariuszy takich jak Piotr i Rafał.

Po stronie litewskiej Sienos Grupė twierdzi, że nie ma aktywnych poszukiwań lasów. „Obawiamy się, że w litewskich lasach i na obszarze między ogrodzeniem a Białorusią znajduje się wiele ciał, ale nie mamy tam wstępu” – mówi Aušrinė, 26-letnia studentka medycyny i wolontariuszka Sienos Grupė na Litwie. „Nikt ich nie szuka”.

„Za dwa tygodnie nic tam nie będzie”

Rafał siada w drewnianym domku na skraju lasu i zamawia herbatę dla siebie, podczas gdy jego dwoje małych dzieci gra na tablecie. To była jego kolej z dziećmi, wyjaśnia głębokim głosem. Jego żona wróciła do domu o czwartej nad ranem, po spędzeniu całej nocy na wolontariacie z POPH w poszukiwaniu mężczyzny z cukrzycą w lesie.

Obawiał się, że czas ucieka. Spotkaliśmy się z Rafałem w czwartek wieczorem. Mężczyzna został znaleziony w sobotę rano, już martwy. Jest to 51. zgon odnotowany w Polsce w tym roku.

W lesie każde poszukiwanie to wyścig z czasem i dzikimi zwierzętami.

Zimą ciało może być przechowywane przez dwa miesiące, ale latem okres ten jest znacznie krótszy. Kilka razy Rafał natknął się na zwykłe szkielety. Wyjaśnia: „Kiedy pojawia się zapach, padlinożercy natychmiast ruszają do akcji. Kiedy masz lato i muchy, prawdopodobnie w ciągu dwóch tygodni jest po wszystkim, nic tam nie ma”.

W tak zaawansowanym stadium rozkładu, ciało jest znacznie trudniejsze do zidentyfikowania. DNA można jednak pobrać z fragmentów kości, na wypadek gdyby rodzina rozpoczęła poszukiwania. Jeśli mają szczęście, w pobliżu znajdują się przedmioty: okulary, ubrania lub biżuteria. W jednym przypadku kluczem do identyfikacji był portret rodzinny znaleziony w pobliżu ciała.

Jednakże Prokuratura Okręgowa w Suwałkach wyjaśniła nam, że prokuratury nie prowadzą centralnego rejestru danych dotyczących zmarłych migrantów, takich jak DNA, rzeczy osobiste czy zdjęcia.

„Jako żona znam jego oczy”

Cztery i pół miesiąca po zniknięciu Samrin zadzwonił telefon Sanooji. Był 5 stycznia 2023 roku. Nigdy nie zapomni głosu mężczyzny, który przemówił. Dzwonił z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Sri Lanki i poinformował ją, że DNA jej męża zostało dopasowane do ciała znalezionego w litewskim lesie. Interpol pobrał dane biometryczne Samrina z Wielkiej Brytanii.

Uważa, że to przeznaczenie, że kropki połączyły się w ten sposób. Kiedy mieli po 20 lat, ojciec Samrina zmarł, a Samrin wyjechał do Londynu na podstawie wizy studenckiej. Zamiast studiować, zmywał naczynia w McDonald’s i KFC oraz zaopatrywał półki w Aldi, Lidl i Iceland. Po wygaśnięciu wizy prowadził potajemną egzystencję, unikając władz. W wieku 26 lat Home Office aresztowało go, pobrało jego DNA i deportowało. To wykroczenie okazało się nieoczekiwanym kołem ratunkowym dla jego identyfikacji.

Życie Samrina w Londynie. Pracował w supermarketach takich jak Aldi i Lidl. Zdjęcie: Udostępnione przez rodzinę.

„Otrzymanie wiadomości, że mojego męża już nie ma, było niczym w porównaniu z tymi czterema i pół miesiącami” – powiedziała Sanooja. Zaczęła się obawiać, że będzie musiała żyć z „dożywotnimi wątpliwościami” co do losu Samrin. Teraz wiedziała, że cztery dni po tym, jak Samrin wysłał wiadomość pożegnalną, jego ciało zostało wyłowione z rzeki po litewskiej stronie granicy.

Sanooja czytała raport policyjny niezliczoną ilość razy: 21 sierpnia 2022 roku świadek Saulius Zakarevičius wybrał się na poranną kąpiel w rzece Neris. Po kąpieli zobaczył coś unoszącego się na wodzie. Przez lornetkę był w stanie rozszyfrować ludzkie ubrania. Brzeg rzeki porośnięty jest wysoką trawą. Na jej końcu znajdowały się zwłoki mężczyzny leżące twarzą w dół. Powierzchnia skóry była opuchnięta, blada, chaotycznie pokryta różowymi liniami, przypominającymi powierzchnię marmuru. Skóra łuszczyła się z dłoni zwłok…

Została poproszona o zidentyfikowanie zwłok.

„Jako żona znam go. Znam jego oczy. Widzieć je na martwym ciele, to było straszne”.

Sanooja

Na zdjęciach jego osobistych przedmiotów natychmiast rozpoznała buty Samrina: zabłoconą parę niebieskich Converse All-Stars, ze sznurowadłami zapętlonymi tak, jak zawsze robił.

Zużyte buty Samrina, zebrane z jego ciała po śmierci. Sanooja rozpoznał je natychmiast, gdy pokazano mu policyjne zdjęcia jego rzeczy.

Aby móc przetransportować ciało zmarłego z Europy do jakiejkolwiek innej części świata, rodziny muszą stawić czoła wyzwaniu finansowemu w postaci kosztów sięgających 10 000 euro. Ale dla Sanooji decyzja nie dotyczyła tylko pieniędzy. Chodziło o czas i marzenia.

Po pierwsze, uważała, że wycierpiał już wystarczająco dużo. „Jako muzułmanie wierzymy, że nawet martwe ciała mogą odczuwać ból” – powiedziała cicho. „Czułem się załamany, że był w kostnicy, czując zimno przez cztery i pół miesiąca”.

A być może przede wszystkim recytuje to, co Samrin powiedział jej przed wyjazdem: „Jeśli odejdę, tym razem nie wrócę”. Ostatecznie Sanooja polegała na ostatniej woli swojego męża. „Jego marzeniem było być w Europie. Więc przynajmniej jego ciało spocznie w Europie”.

„Groby bez talerza”

Śmierć Samrina była pierwszą śmiercią graniczną publicznie uznaną przez litewski rząd. Pomimo tego, że był pierwszy, nie otrzymał żadnej szczególnej uwagi, a jego miejsce spoczynku pozostało nieoznaczonym kopcem ziemi przez ponad osiem miesięcy.

Grób Samrina w Wilnie pozostawał nieoznaczony przez ponad osiem miesięcy, nawet gdy władze znały jego tożsamość. Zdjęcie: Gabriela Ramirez

W upalny lipcowy dzień współzałożyciel Sienos Grupė, Mantautas Šulskus, przyniósł zieloną konewkę i taśmę mierniczą na naszą wizytę na wileńskim cmentarzu, gdzie w lutym pochowano Samrina. Wokół grobu Samrina wyrasta zielona trawa. Ale nie jest to jedyny taki przypadek.

W rzędzie znajdują się trzy mniejsze groby. Wśród nich jedenastolatek, pięciolatek i noworodek spoczywają obok siebie, a ich życie zostało przerwane w 2021 roku. „To troje nieletnich, którzy zmarli w ośrodkach detencyjnych na Litwie” – podkreśla Mantautas.

Przypadki te nie zostały oficjalnie potwierdzone przez władze litewskie, a żaden z grobów nieletnich nie nosi nazwiska, mimo że ich tożsamość była również znana władzom. Ten brak uznania maluje nawiedzający obraz, sugerując drugą, cichą śmierć – śmierć tożsamości i uznania.

Ciała są wysyłane do władz miejskich lub wiejskich w celu pochówku, a jeśli nie otrzymają wyraźnych instrukcji dotyczących stworzenia tablicy, często decydują się tego nie robić. W rezultacie bezimienne groby migrantów są rozrzucone po cmentarzach w regionie.

Jednak Mantautas jest tutaj w upale, aby zmierzyć kamienną płytę w pobliżu w muzułmańskim rogu cmentarza. Sanooja zobaczyła go podczas rozmowy wideo z wolontariuszami Sienos Grupė, dzięki czemu mogła wirtualnie pomodlić się przy grobie męża. Poprosiła o talerz z imieniem Samrina – „dokładnie taki jak tamten” – wskazała.

Aktywiści są często głównymi osobami, które biorą na siebie odpowiedzialność za opiekę nad grobami migrantów. Mantautas podlewa grób Samrina. Lipiec 2023 r. Zdjęcie: Gabriela Ramirez

Po kilku miesiącach Sienos Grupė zebrała około 1500 euro na zakup i umieszczenie kamiennych płyt na wszystkich czterech grobach. Groby Samrin i trójki dzieci mają teraz imiona: Yusof Ibrahim Ali, Asma Jawadi i Fatima Manazarova.

U stóp grobu spoczywa kamienna tabliczka z napisem „M.S.M.M. Samrin, 1990-2022, Sri Lanka”, dokładnie tak, jak prosiła Sanooja. Wyjaśnia, że zgodnie z islamskimi wierzeniami zapewni to, że jej mąż powstanie, gdy nadejdą dni ostateczne.

Grób Samrina po tym, jak Sienos Grupé pokryła koszty jego nagrobka. Zdjęcie: Sienos Grupé.

Ukryte groby, nieznane ciała

Mantautas wyjaśnia, że nikt nie wie, ile może być grobów migrantów, z wyjątkiem rządu, który zakopuje je po cichu, często w odległych wioskach.

Organizacje takie jak Sienos Grupė szukają wskazówek po omacku. W zeszłym miesiącu wolontariusze natknęli się na grób Lakshmisundara Sukumarana, Hindusa, którego śmierć zgłoszono w kwietniu „całkiem przypadkowo”, mówi Mantautas. Objawienie przyszło w wigilię Dnia Wszystkich Świętych, kiedy aktywiści przygotowujący się do kontroli natknęli się na miejscowego wracającego z wizyty na grobie matki: „W mieście jest pochowany migrant”.

Rzeczywiście, grób Sukumarana stoi samotnie w odosobnionym zakątku małego cmentarza w Rameikos, wiosce liczącej 25 mieszkańców na granicy litewsko-białoruskiej. Oprócz krzyży o różnych rozmiarach, na pionowym kawałku drewna widnieje napis: „Lakshmisundar Sukumaran 1983.06.05 – 2023.04.04”. Ogrodzenie graniczne jest widoczne z jego grobu. Ziemię zdobią kolorowe liście litewskiej jesieni.

Cmentarz Rameikos na Litwie. Zdjęcie: Sienos Grupé

Sienos Grupė prowadzi listę osób zgłoszonych jako zaginione na granicy litewsko-białoruskiej, liczba ta zmienia się „codziennie”. Jeśli chodzi o czas tej publikacji. Co najmniej 40 osób znajduje się na tej liście, czego rząd nie rejestruje. Kiedy znalezione zostają ciała, starają się połączyć kropki: Lokalizację, płeć, wiek, pochodzenie etniczne, dobytek, znamiona, cokolwiek. Ale jeśli władze nie zgłoszą znalezienia ciała, szanse na zlokalizowanie kogokolwiek z tej listy są niewielkie.

„Brak woli politycznej”

Emiljia Śvobaitė, prawniczka i wolontariuszka z Sienos Grupė, wyjaśnia, że litewski rząd potwierdzi tylko, czy coś, co już wie, jest poprawne. „Wygląda na to, że ukrywają tego rodzaju historie i informacje, chyba że ktoś je ujawni. Potwierdziliby śmierć dopiero po tym, jak aktywiści powiedzieliby coś na ten temat”.

„Brak woli politycznej”

Budynek litewskiego parlamentu, znany jako Pałac Sejmu, to imponujący budynek ze szkła i betonu w centrum Wilna. To tutaj Litwini ogłosili niepodległość od Związku Radzieckiego w 1990 roku. Z biura z widokiem na plac, członek parlamentu Tomas Tomilinas wyjaśnia, że ich rząd zalegalizował wypychanie, ponieważ Europa nie uznała tego za nielegalne.

Tomas Tomilinas, poseł do parlamentu litewskiego. Zdjęcie: Gabriela Ramirez.

„Powiedziałbym, że Europa nie ma woli politycznej, by zdelegalizować pushback. Gdyby istniało prawo europejskie, Komisja Europejska zakazałaby tego procederu. Nałożyłaby grzywnę na Litwę. Ale nikt tego nie robi”.

Poseł do parlamentu litewskiego Tomas Tomilinas

Polski parlament zalegalizował pushbacki w październiku 2021 r., a litewski parlament poszedł w jego ślady, legalizując pushbacki w kwietniu tego roku.

Emiljia wyraża zaniepokojenie przemocą, z jaką spotykają się jej klienci. „Rząd mówi nam, że wszystko robią naprawdę ładnie. Dają ludziom jedzenie, a nawet machają im na pożegnanie w ciągu dnia. Ale kiedy patrzymy na konkretne przypadki, w których ludzie kończą bez kończyn, te wypychania są wykonywane w nocy”.

Wyraża również obawy dotyczące zalegalizowanego odsyłania imigrantów na Litwie oraz tego, czy straż graniczna powinna mieć prawo do oceny i odrzucania wniosków o azyl na miejscu. „To zabawne, ponieważ straż graniczna powinna decydować od razu na granicy, czy dana osoba ucieka przed prześladowaniami, co oznacza, że straż graniczna powinna zidentyfikować konflikt w kraju pochodzenia i wykonać całą pracę, którą wykonuje departament migracji”.

„Naiwnością jest wierzyć, że ten system zadziała”.

Walka w sądzie

Dzięki wsparciu Sienos Grupė w zakresie kosztów prawnych, Sanooja wniosła sprawę do sądu. Gdyby litewscy urzędnicy nie chcieli z nią rozmawiać, być może zwróciliby się do prawników.

Jednak w zeszłym miesiącu sprawa Sanooji została zamknięta po raz ostatni przez Prokuraturę Okręgową w Wilnie po siedmiu apelacjach. Sprawa nigdy nie trafiła do sądu.

Wileński sąd twierdzi, że nie ma podstaw do wszczęcia dochodzenia karnego. Emiljia, która była w zespole reprezentującym Sanooję w sprawie, odpowiada, że dochodzenie przedprocesowe nie zbadało prawidłowo przyczyny śmierci ani tego, w jaki sposób działania straży granicznej mogły spowodować lub przyczynić się do śmierci męża skarżącej.

Rytis Satkauskas, profesor prawa, partner zarządzający kancelarii prawnej ReLex i główny adwokat w sprawie Sanooji, kwestionuje, czy litewskie sądy próbują ukryć coś większego: wskazuje na szereg niespójności w raporcie z sekcji zwłok Samrina.

Należy niezwłocznie przeprowadzić autopsję w celu ustalenia przyczyny zgonu. Jednak raport z autopsji Samrina twierdzi, że nie można ustalić przyczyny śmierci, ponieważ ciało było w zaawansowanym stanie rozkładu trwającym do pięciu miesięcy.

Pięć miesięcy po śmierci Samrin to ten sam czas, w którym Sanooja skontaktowała się z nią, aby dowiedzieć się prawdy. Satkauskas nie uważa tego za zbieg okoliczności: „Uważam, że zostawili ciało w magazynie, a kiedy ustalili tożsamość osoby, musieli przeprowadzić sekcję zwłok”.

Raport z autopsji wyjaśnia zaawansowany stan rozkładu, odnosząc się do bagnistego obszaru, w którym został znaleziony, twierdząc, że ciepło bagna przyspieszyło rozkład nawet o pięć miesięcy w ciągu kilku dni.

Satkauskas pyta dalej: Jeśli Samrin po prostu utonął, to dlaczego inne pomiary się nie zgadzają? Odwołuje się do tabeli pomiarów w raporcie z autopsji, w której waga i zawartość glonów w płucach są w normie. Satkauskas twierdzi jednak, że w przypadku utonięcia zarówno waga, jak i zawartość glonów powinny być znacznie wyższe. „Jestem przekonany, że wymyślili wszystkie te pomiary” – mówi po prostu Satkauskas.

Ponieważ sprawa Sanooji wyczerpała wszystkie możliwości prawne na Litwie, może ona teraz zostać zaskarżona do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Emilija wskazuje na obiecującą analogię: w sprawie Alhowais przeciwko WęgromEuropejski Trybunał Praw Człowieka orzekł w lutym tego roku, że brutalne odepchnięcie przez węgierską straż graniczną, które zakończyło się utonięciem Syryjczyka, naruszyło art. 2 i 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która chroni „prawo do życia” oraz przed „torturami, nieludzkim lub poniżającym traktowaniem albo karaniem”.

Decyzja zapadła w lutym tego roku, siedem lat po śmierci brata oskarżonego. Jednak dla Sanooji i jej zespołu sprawa ta daje nadzieję, że istnieje rosnący precedens prawny dla ofiar pushbacków.

Walka w sądzie o Sanooję może być długa i kosztowna. Sprawa w sądzie w Wilnie kosztowała 600 euro za każdą z siedmiu apelacji, a po tym jak Sanooja wyczerpała fundusze po pierwszej sprawie, Sienos Grupė wzięła na siebie koszty apelacji.

W przypadku ETPC złożenie wniosku będzie kosztować 1500 euro. Sanooja bada możliwość zebrania pieniędzy za pośrednictwem organizacji pozarządowych lub w inny sposób, aby kontynuować długie poszukiwanie prawdy.

Okres kwalifikowalności do odwołania zostanie zamknięty w lutym 2024 roku.

„Gdziekolwiek pójdę, mam wspomnienia”

Z dnia na dzień syn Sanooji staje się coraz bardziej podobny do Samrina.

Sanooja mówi o swoim mężu i synu: „Samrin był moją ulubioną osobą wszech czasów. Mamy mnóstwo wspomnień, a ja mam kopię mojego męża w moim synu. To wystarczy na całe życie”.

Starała się nie płakać przy nim. „To go denerwuje. Jestem teraz jedyną osobą dla mojego syna, więc powinnam być wystarczająco silna, aby stawić czoła tym rzeczom”, mówi 32-letnia wdowa. „Ale gdziekolwiek pójdę, mam wspomnienia. Wszystko, co robi mój syn, przypomina mi o nim”.

Zanim znaleziono ciało Samrina, opowiadała synowi „fałszywe historie”, ale teraz, gdy jego ciało zostało pochowane, otworzyła się przed synem na temat śmierci ojca. Rozumie to tak, jak dziecko – biega dookoła, mówiąc sąsiadom, że jego ojciec jest w niebie i że to wspaniałe miejsce. Miną lata, zanim będzie w stanie wskazać na mapie, gdzie leży Litwa.

Dzięki współpracy z ambasadą Sri Lanki w Szwecji, Sanooja jest jedną z niewielu rodzin, którym udało się otrzymać akt zgonu. Zauważa, że będzie to miało kluczowe znaczenie, gdy jej syn zapisze się do szkoły i jeśli zdecydują się sprzedać lub rozszerzyć swoją nieruchomość. Jednakże, aby poprawić błędną pisownię w dokumencie, musi udać się do Kolombo, stolicy Sri Lanki, co zajmuje dziesięć godzin i kosztuje prawie 10 000 rupii.

W międzyczasie śmierć Samrina podzieliła rodzinę na tych, którzy potrafią zaakceptować rzeczywistość jego śmierci i tych, którzy tego nie potrafią. Teściowa Sanooji przestała się z nią kontaktować, nie mogąc pogodzić się z faktem, że jej chłopiec zniknął. Kiedy Samrin wyszedł, obiecał matce, że wyśle pieniądze, aby nie musiała już wstawać wcześnie, aby zrobić ciastka na sprzedaż rano. W dniu pogrzebu Samrin powiedziała rodzinie: „To nie jest mój syn”.

„Jaką różnicę robi znalezienie ciała i pochowanie go?” – pyta Pauline Boss, emerytowana profesor psychologii na Uniwersytecie Minnesota, która ukuła termin „niejednoznaczna strata”, który obejmuje wyjątkowy stres związany z brakiem wiedzy, czy ktoś, kogo kochasz, żyje, czy nie.

Profesor Boss twierdzi, że pochowanie kogoś jest wyraźną ludzką potrzebą – nie tylko dla zmarłych, ale także dla żywych. „We wszystkich przypadkach istota ludzka musi widzieć, jak ich ukochana osoba przechodzi od oddychania do nieoddychania, i mieć władzę i kontrolę nad radzeniem sobie ze szczątkami w ich szczególny kulturowy sposób. To ludzka potrzeba, i to od wieków”.

Jednak niewiele rodzin jest w stanie uczestniczyć w pogrzebach swoich bliskich w Europie, z tego samego powodu, dla którego ich bliscy próbowali podróżować do Europy tak niebezpieczną drogą: niemożność uzyskania wizy lub brak funduszy.

„Mam nadzieję, że pewnego dnia odwiedzę i pokażę naszemu synowi grób jego ojca” – deklaruje Sanooja.

Kiedy Samrin została pochowana w pokrytej śniegiem lutowej ziemi cmentarza Liepynės w Wilnie w Walentynki tego roku, wolontariusz obecny na pogrzebie zaproponował Sanooji połączenie wideo przez FaceTime.

W ziarnistej konstelacji pikseli ekranu telefonu w jej dłoni, z odległości 8000 kilometrów, obserwowała, jak jej mąż znika na zawsze w zimnej europejskiej ziemi.

Grób Samrina pokryty śniegiem. Zdjęcie: Udostępnione przez rodzinę.

„Ten artykuł jest częścią projektu „1000 żyć, 0 imion: Dochodzenie w sprawie grobów na granicy, czyli jak UE łamie ostatnie prawa migrantów”


O autorach:

Gabriela Ramirez jest wielokrotnie nagradzaną dziennikarką multimedialną specjalizującą się w migracji, prawach człowieka, ochronie oceanów i kwestiach klimatycznych, zawsze przez pryzmat płci. Obecnie pełni funkcję redaktora ds. multimediów i zaangażowania w Unbias The News.

Tina Xu jest dziennikarką multimedialną i filmowcem pracującym na przecięciu migracji, zdrowia psychicznego, sztuki zaangażowanej społecznie i społeczeństwa obywatelskiego. Jej historie często analizują trójstronną ulicę między ludźmi, polityką i władzą.

Napisały Gabriela Ramirez i Tina Xu, zredagowała Tina Lee

Ilustracja autorstwa Antoine Bouraly

Go to top