Menu

Europejskie wiadomości bez granic. W Twoim języku.

Menu
×

Ślepy zaułek Izraela

Biblia ma wiele do powiedzenia na temat śmiertelnego znaczenia zmieniających się sojuszy wojskowych na niewielkim pasie ziemi między Morzem Śródziemnym a rzeką Jordan. W całej historii biblijnej wszystkie społeczeństwa zbudowane na nim charakteryzowały się potrzebą sprzymierzenia się z jedną lub drugą znacznie większą, potężniejszą i często konkurującą cywilizacją, między którymi się znajdowały.

Prorocy, którzy widzieli, że żaden z tych sojuszy nie może zapobiec powtarzającym się podbojom, wpadli na przełomową ideę społeczeństwa opartego na sprawiedliwości słabych przeciwko sile silnych. Lub, używając współczesnej terminologii, miękka siła przeciwko twardej.

„Biada tym, którzy udają się do Egiptu po pomoc! Polegają na koniach, ufając liczbie rydwanów i wielkiej rzeszy wojowników na rydwanach” – ostrzegał Izajasz królów Jerozolimy. Zamiast tego: „Przez prawo zbawiony będzie Syjon, przez sprawiedliwość ci, którzy w nim mieszkają”.

W pewnym sensie proroctwo Izajasza spełniło się. Tym, co pozostało po zniszczeniu jednego biblijnego królestwa po drugim, był naród – Izrael. W „wywłaszczeniu” lub „diasporze” naród izraelski mógł istnieć i rozwijać okazjonalnie kwitnącą kulturę żydowską bez polegania na rydwanach i wojownikach rydwanów. Nawet w czasie zniszczenia Drugiej Świątyni więcej Żydów mieszkało gdzie indziej niż na niewielkim pasie ziemi między morzem a rzeką.

Palestyńczycy dokonują oględzin zniszczeń po izraelskim nalocie na dzielnicę El-Remal w mieście Gaza 9 października 2023 r. Zdjęcie autorstwa Naaman Omar apaimages Źródło: Wikimedia Commons

W całej historii biblijnej twarda siła nigdy nie była najlepszą bronią Izraela. Wciąż nie ma go w historii, którą pisze się dzisiaj.

Od dłuższego czasu przewaga militarna Izraela nie przekłada się na przewagę strategiczną. Od czasu niefortunnej inwazji na Liban w 1982 r. (w wyniku której doszło do masakry palestyńskich obozów dla uchodźców Sabra i Shatila), izraelskie wojny kosztowały więcej niż przyniosły. Wojna w Libanie latem 2006 r. nie zniszczyła Hezbollahu, jak zamierzano, ale wzmocniła go. Wojna w Strefie Gazy sześć miesięcy później nie zniszczyła Hamasu, jak zamierzano, ale wzmocniła go. Od tego czasu każda kolejna wojna mająca na celu zniszczenie Hamasu (2008, 2012, 2014) – „koszenie trawnika”, jak zaczęto ją nazywać – tylko go wzmacniała.

Obecna wojna, która ma zniszczyć Hamas „raz na zawsze”, nie zniszczy niczego „raz na zawsze”. Przede wszystkim fakt, że Izrael leży tam, gdzie leży, na wąskim pasie ziemi między morzem a rzeką, i wciąż jest otoczony przez większe i potencjalnie potężniejsze imperia. Ani fakt, że bez względu na to, jak dobrze jest uzbrojony i ufortyfikowany, Izrael w swoim obecnym wcieleniu opiera swoje przetrwanie na sojuszach z większymi mocarstwami – od 1967 r. ze Stanami Zjednoczonymi.

Uwikłany w kolejną wojnę bez wyraźnego końca i trwałego celu, wojnę, która niesie ze sobą więcej śmierci i zniszczenia niż kiedykolwiek wcześniej, Izrael powinien już wiedzieć, że żadna liczba rydwanów nie zapewni mu istnienia „raz na zawsze”. W obliczu kolejnego geopolitycznego trzęsienia ziemi Izrael powinien dostrzec, że musi podjąć kolejną próbę – choć spóźnioną – zdobycia władzy, za którą opowiadał się Izajasz: próbę doprowadzenia do pokoju i pojednania między dwoma narodami na tym wąskim pasie ziemi, w oparciu o sprawiedliwość i prawość.

Porozumienie z Oslo z 1993 r. między Izraelem a OWP było jedną z takich prób. Przez krótką chwilę wydawało się, że po uścisku dłoni na wysokim szczeblu między Icchakiem Rabinem i Jaserem Arafatem nastąpią tysiące uścisków dłoni na ziemi, co doprowadzi do wzajemnie uzgodnionego podziału ziemi na dwa państwa żyjące pokojowo obok siebie.

Jestem skłonny wierzyć, że to palestyńskie powstanie w 1987 r. i rakiety Saddama Husajna nad Tel Awiwem w 1991 r. sprawiły, że Icchak Rabin, były głównodowodzący i twardogłowy wojskowy, zdał sobie sprawę ze strategicznych ograniczeń przewagi militarnej Izraela. Rabin uznał pokój i pojednanie z Palestyńczykami za strategiczną konieczność. Został jednak zamordowany przez własny naród, a strategiczna konieczność ustąpiła miejsca kolejnemu okresowi strategicznej pychy i coraz bardziej agresywnej polityce okupacyjnej i osadniczej. Jeden naród nadal panował nad drugim militarnie, a poprzez tworzenie „faktów dokonanych” jedno państwo nadal kolonizowało podstawy terytorialne tego, co mogło być drugim.

W kolejnych dziesięcioleciach Izrael wmawiał sobie, że problem strategiczny został rozwiązany, że państwo na tym małym skrawku ziemi może żyć wiecznie jako okupant i de facto państwo apartheidu. Uważała, że Palestyńczycy są zbyt słabi i podzieleni, by bronić swojej sprawy, podczas gdy jej przewaga militarna była wystarczająca, by stłumić każdy bunt i odstraszyć każdego regionalnego wroga. W ostatnich latach Izrael zaczął nawet myśleć, że zawierając sojusze z autokratycznymi władcami w świecie arabskim, może odesłać sprawę palestyńską na śmietnik historii.

Zbyt długo Izrael żył w strategicznym samozaparciu. Stało się to aż nazbyt oczywiste rankiem 7 października 2023 r., kiedy Hamas, naruszając „bezpieczną” granicę między Gazą a Izraelem i dokonując pogromowej masakry około 1200 niczego niepodejrzewających izraelskich mężczyzn, kobiet i dzieci, zadał doskonały cios w serce państwa Izrael – i Żydów na całym świecie. Był to nie tylko jeden z najbardziej śmiercionośnych pogromów w żywej żydowskiej pamięci (pomijając Holokaust), ale także masakra Żydów dokonana w państwie, które historycznie uzasadniało swoje istnienie i swoją politykę, będąc przystanią dla Żydów.

Jeśli zamiarem Hamasu było obudzenie historycznych demonów żydowskiego świata i sprowokowanie Izraela do militarnej odpowiedzi o takich rozmiarach, które wywołałyby geopolityczne trzęsienie ziemi, to właśnie to osiągnęły jego ataki z 7 października. Jeśli Hamas miał nadzieję rozpętać niszczycielską regionalną pożogę, która nieodwołalnie zakończyłaby możliwość pokoju i pojednania między narodami między morzem a rzeką, to właśnie to zrobił.

Izraelski cel wyeliminowania Hamasu „raz na zawsze” za pomocą niszczycielskiej kampanii wojskowej jest oczywiście tak samo iluzoryczny, jak cel Hamasu, jakim jest „wyzwolenie” Palestyny „od rzeki do morza” za pomocą przerażającego ataku terrorystycznego. Niemniej jednak iluzje mogą mieć realne i straszne konsekwencje. Bez względu na to, jak zakończy się wojna (tym razem), egzystencjalne słabości i strategiczne słabości Izraela zostały ujawnione jak nigdy dotąd. Ze swojej strony Hamasowi udało się sprowokować kolejną katastrofę, kolejną Nakbę, na własnym narodzie, z zamiarem zdetonowania ostatnich resztek zarośniętej drogi do pokoju i pojednania.

W tym sensie Hamas już wygrał. Izrael, ze swoją nieproporcjonalną i katastrofalną z ludzkiego punktu widzenia reakcją, nadal działał w oparciu o moralnie i geopolitycznie niezrównoważoną strategię, zgodnie z którą Palestyńczycy muszą zostać na zawsze stłumieni – i, jeśli to konieczne, wydaleni ze swojej ziemi.

Nie tylko moralna, ale także geopolityczna niezrównoważoność strategii opartej wyłącznie na przewadze militarnej jest oczywista już od dłuższego czasu. To, przed czym ostrzegał Izajasz i z czego Icchak Rabin próbował wyciągnąć polityczne wnioski, powinno być jasne, jeśli nie wcześniej, to od czasu, gdy wojskowy protektor Izraela, Stany Zjednoczone, zademonstrował (w Afganistanie i Iraku) swoją niezdolność do projekcji siły w regionie za pomocą środków wojskowych. Obecnie niewiele wskazuje na to, by miało się to zmienić. Zamiast tego wiele wskazuje na to, że Stany Zjednoczone zmierzają w kierunku okresu wewnętrznej niepewności i zewnętrznej niewiarygodności.

Niezależnie od tego, jak duża część Hamasu zostanie tym razem zniszczona, jak duża część Gazy zostanie zrównana z ziemią i ile tysięcy Palestyńczyków zostanie zabitych lub wypędzonych ze swoich domów, przerażający atak Hamasu oznacza koniec izraelskiej doktryny bezpieczeństwa zbudowanej na polityczno-wojskowej pychy i strategicznym samooszukiwaniu się.

Ein brira, brak wyboru, to hebrajskie wyrażenie związane z mitem założycielskim, że Izrael nigdy nie miał alternatywy, że siły historii i warunki geopolityczne postawiły młode państwo tylko przed jedną drogą.

Nie jest to oczywiście prawdą. W historii Izraela było wiele wyborów, których nie dokonano i wiele ścieżek, których nie obrano. Nie wiemy, dokąd mogły prowadzić. Wiemy jednak, że obrane drogi doprowadziły Izrael do ślepego zaułka. Jego geopolityczna wrażliwość stale rosła, jego zdolność do zapewnienia bezpieczeństwa poprzez militarną supremację stale malała, a kruche warunki pokoju i pojednania między narodami żyjącymi na lądzie między morzem a rzeką ulegały stałej erozji.

Najpiękniejsze proroctwo Izajasza brzmi teraz bardziej utopijnie niż kiedykolwiek:

Bo z Syjonu będzie głoszone Prawo,
z Jerozolimy słowo Pana.
On będzie sądził między narodami,
wymierzać sprawiedliwość wśród wszystkich ludzi.
Przekują swoje miecze na lemiesze,
a ich włócznie w noże do winnic.
Naród nie podniesie miecza przeciwko narodowi,
nie będą się już uczyć wojny.

Go to top