Menu

Europejskie wiadomości bez granic. W Twoim języku.

Menu
×

„Przeżyliśmy kolejny dzień i dziękujemy Bogu”: ukraińska wioska graniczna stoi w obliczu zagrożenia inwazją z Białorusi

Białoruś aktywnie pomaga Rosji w jej wojnie przeciwko Ukrainie. Na samym początku inwazji na pełną skalę część rosyjskich wojsk pochodziła z Białorusi. Pierwsze rosyjskie rakiety, które uderzyły w ukraińskie miasta, również zostały wystrzelone z Białorusi. Rosjanie zajęli część obwodów kijowskiego, czernihowskiego i sumskiego, w pobliżu granicy. Obszar ten został później odbity przez ukraińskie siły zbrojne, ale nadal jest zagrożony. Przygraniczna wioska Vetly, w obwodzie wołyńskim, znajduje się w tej strefie. .

Obwód wołyński znajduje się w północno-zachodniej części Ukrainy. Graniczy z Polską na zachodzie i obwodem brzeskim na Białorusi na północy.  

Wieś Vetly jest jedną z osad w obwodzie graniczącym z sojusznikiem Rosji. Jak jej mieszkańcy radzą sobie ze swoim zmienionym życiem?

Vetly, podobnie jak wszystkie inne miasta i wsie w tym regionie Ukrainy, nieustannie przygotowuje się na atak z terytorium sąsiadującego sojusznika Władimira Putina. Istnieją ku temu dobre powody. Po nieudanym buncie przywódcy Wagner PMC Jewgienija Prigożyna w czerwcu 2023 r., Aleksandr Łukaszenka zaprosił swoich najemników do założenia obozów na Białorusi.

.

Pod koniec czerwca 2023 r. białoruski dyktator powiedział, że „większość” rosyjskiej broni jądrowej, którą planowano przenieść na Białoruś, już tam jest.

Stało się tak pomimo twierdzeń Łukaszenki, że jego wojska nie stanowią zagrożenia dla Ukrainy. Rzekome wspólne ćwiczenia wojskowe obu krajów pozwalają Moskwie utrzymywać swoje wojska na Białorusi, utrzymując presję na Ukrainę i przedłużając linię frontu.

1 grudnia prezydent Zełenski ogłosił, że budowa umocnień od Awdijiwki do Wołynia powinna zostać przyspieszona.

14 grudnia Białoruś wznowiła wspólne ćwiczenia z rosyjskimi siłami zbrojnymi. Manewry rozpoczęły się 29 kwietnia 2022 roku i odbywają się w pobliżu granicy z Ukrainą. Trwają one już 86 tygodni.

Mieszkańcy mieszkający w pobliżu granicy z Białorusią twierdzą, że regularnie słyszą przelatujące w pobliżu samoloty wroga. Przyznają, że się boją. Nikt nie wie, jakie są plany wroga.

Serhij Najew, dowódca sił połączonych Ukrainy, podkreślił, że ukraińskie wojsko broni granicy z Białorusią. Dodał, że w przypadku zagrożenia, sztab generalny przesunie siły i sprzęt do odpowiednich obszarów.

Vetly to najbardziej oddalona wieś w obwodzie wołyńskim. Granica z Białorusią jest oddalona o około 10 kilometrów przez lasy i bagna.

Wcześniej granica międzynarodowa na tym obszarze była nieco nieformalna. Właściwy proces demarkacji został zakończony dopiero w zeszłym roku. Obecnie po stronie ukraińskiej granica jest zaminowana i ufortyfikowana ogrodzeniem z drutu kolczastego, rowami obronnymi i wałami. Żołnierze zapewniają bezpieczeństwo mieszkańcom.

Budowa muru na granicy z Białorusią w obwodzie wołyńskim. | Zdjęcie: Kyryło Tymoszenko/Telegram
.

Pierwsze dni wojny w Vetly

Lokalni mieszkańcy mówią, że byli bardzo przestraszeni, gdy wojna wybuchła w lutym 2022 roku. Niektórzy wyjechali, podczas gdy inni zostali, by walczyć.

„W pierwszych dniach wojny lokalni mieszkańcy aktywnie pomagali wojsku”, mówi lokalna mieszkanka Nadiya Martyniuk. „Kopali okopy, zbierali ziemię do worków, robili ziemianki, pomagali budować fortyfikacje i ustawiali punkty kontrolne. Wszyscy biegali i pomagali. Dziewczyny robiły siatki maskujące i świece do okopów. Pierwszego dnia nikt nie wiedział, co robić. Mężczyźni  zaczęli organizować lokalną milicję, patrolując ulice w nocy w grupach, monitorując przestrzeganie zaciemnienia.” .

.

Inna mieszkanka, Valentyna Petrivna, opowiada: „Teraz trochę się zmieniło, ale na początku mieszkaliśmy w piwnicach i nie spędzaliśmy nocy w domu. Zamykaliśmy dom, a w środku nocy uciekaliśmy do piwnicy i tam spaliśmy. Ale nie można tam długo zostać, bo jest zimno. Mieliśmy wszystko. Ale i tak czuję się inaczej niż wcześniej”.

Jagody i grzyby: kolejne zabezpieczenie wojny

Przed wojną wielu mieszkańców tego regionu żyło ze sprzedaży jagód i grzybów, które zbierali w lasach. Część klientów stanowili turyści, którzy przyjeżdżali nad słynne Jezioro Bile – Jezioro Białe.

Jezioro znajduje się tuż przy granicy Ukrainy i Białorusi. Byli też tacy, którzy wyjeżdżali do pracy w sąsiedniej Polsce. Ale wojna wszystko zmieniła.

Nadiya Martyniuk mówi, że dziś wszystko zmieniło się dramatycznie. Ceny dzikich jagód spadły, a lasy stały się niebezpieczne.

„Chodzimy do lasu zbierać grzyby i jagody, ale tylko tam, gdzie nie są one wydobywane”, wyjaśnia. „Ponieważ większość miejsc, w których wszyscy je zbierali, jest teraz zaminowana.  Ludzie tam nie chodzą, boją się i nie chcą ryzykować. Tam, gdzie las i domy są blisko, chodziliśmy je zbierać.”

Dodaje: „W zeszłym roku ludzie próbowali iść do lasu, żeby zarobić trochę pieniędzy, ale cena jagód nie była wysoka. A w tym roku ceny były jeszcze niższe, mimo że jagody były lepsze niż w zeszłym roku. Kupujący mówią, że wszystkie zamrażarki są pełne zeszłorocznych jagód. Nikt nie kupuje ich za granicą, a Ukraina nie potrzebuje ich aż tyle. W zeszłym roku za kilogram jagód płaciliśmy 60 hrywien [1,44 euro]. W tym roku było to 35 hrywien [0,85 euro] za kilogram. Co ludzie mieli robić?”

Jak żyją Ukraińcy w głębi kraju

„Nie mamy tu zbyt wiele pracy”, kontynuuje Nadiya Martyniuk. „A kiedy zaczęła się wojna, wielu młodych ludzi wyjechało. Niektórzy wrócili, a niektórzy nie. Większość tutejszych mieszkańców pracuje w szpitalu w Lubieszowie, w szkole lub w rolnictwie. Ale ludzie zawsze potrzebują pieniędzy. Muszą zabrać dzieci do szkoły, ubrać je. A teraz jest zima. Gdzie można zarobić pieniądze? Latem ludzie chodzą do lasu. Wielu miejscowych sadziło maliny, ale w tym roku cena była niska. Więc nie jest teraz łatwo zarobić ani grosza.”

Mieszkańcy mówią, że kiedyś mieli wielu turystów z Łucka, Kijowa, innych miast i krajów. Przyjeżdżali z namiotami i kupowali różne przysmaki od miejscowych. Ale to było przed wojną. Teraz obszar jeziora jest zarośnięty i dziki. Jest zaminowany, ponieważ znajduje się tuż przy granicy.

Nadiya Martyniuk. |Zdjęcie z jej osobistego archiwum.

Nadiya ubolewa nad utraconymi możliwościami tego byłego ukraińskiego regionu turystycznego: „Linia brzegowa i droga do jeziora Bile są zaminowane. Nikt już tam nie pływa ani nie łowi ryb. Straż graniczna tego pilnuje i zawraca każdego, kto tam jedzie. Jezioro zostało zaminowane na samym początku wojny. A teraz zaminowane jezioro zamarza, więc lód spada na miny, a one same wybuchają. Zarówno w nocy, jak i w ciągu dnia”.

Chociaż większość mieszkańców boi się i unika zaminowanych obszarów, niektórzy ludzie udają się na zaminowane tereny pomimo surowego zakazu i ostrzeżeń ze strony wojska i straży granicznej.

„Powiedziano nam, żeby nie chodzić do lasu”, mówi Nadiya. „Są pewne obszary, po których można i nie można chodzić. Straż graniczna nie pozwala nikomu przejść. Mają patrole, chodzą po lesie i ostrzegają ludzi. Ale chociaż ludziom mówi się, że nie mogą iść, i tak idą. Mówią, że zakaz uniemożliwia im zarabianie pieniędzy”.

Czy Białorusini przyjadą?

W przygranicznych regionach Ukrainy wśród lokalnych mieszkańców toczy się wiele dyskusji na temat perspektywy rosyjskiego ataku z Białorusi.

„Na początku wiele osób się wyprowadziło”, wspomina Nadiya. „Myślano, że miejscowi Białorusini opuszczą region. Ale z drugiej strony, tam [po drugiej stronie granicy] mieszka wielu Ukraińców. Nie sądzę, żeby Ukraińcy nas zaatakowali, ale wszyscy się boją, bo kto wie. Może zaatakują, ale w tym momencie nie sądzę. Teraz ludzie przyzwyczaili się do sytuacji i uspokoili się, ale na początku było bardzo strasznie”.

Główna ulica Vetly. | DR
.

Dodaje: „Ludzie opowiadali mi kiedyś, że latem każdego ranka słychać było Białorusinów hałasujących w okolicach jeziora Bile. Wszyscy się bali. Nikt nie rozumiał, co to za dźwięk. Nie wiem, czy były to ćwiczenia wojskowe, czy praca kołchozów. Ale w tamtym czasie byliśmy w takim stanie, że baliśmy się każdego głośnego dźwięku”.

W północnych obwodach Wołynia ludzie od pokoleń oglądali białoruską telewizję i słuchali radia. Państwo ukraińskie nie było w stanie zapewnić analogowego nadawania kanałów krajowych na tych obszarach.

„Nie, nie mamy białoruskiej telewizji, ale możemy odbierać radio”, wyjaśnia Nadiya Martyniuk.

Ukraińcy mieszkający po różnych stronach granicy

Po upadku Związku Radzieckiego i upadku kołchozów, wielu mieszkańców wsi Vetly wyjechało do pracy na Białoruś i nigdy stamtąd nie wróciło. Założyli tam rodziny i osiedlili się. W rezultacie miejscowi mają wielu krewnych po drugiej stronie granicy.

„Nawet dzisiaj niektórzy ludzie utrzymują kontakt ze swoimi krewnymi, którzy tam mieszkają”, mówi Nadiya. „Tak ułożyło się życie. Często ich odwiedzaliśmy, a teraz chcemy z nimi porozmawiać. Ale dzisiaj nikogo nie wpuszczają, granica jest zamknięta. Ludzie mówią, że ich krewni z Białorusi boją się rozmawiać o wojnie, a kiedy zaczynają o niej mówić, coś się dzieje z połączeniem. Kto wie, może są tam podsłuchiwani. Dlatego wszyscy starają się rozmawiać tylko o rodzinie i dzieciach”.

„Idąc prosto przez las, do Białorusi jest około 7 kilometrów. Wychodziliśmy do ogrodu i dzwoniliśmy do naszych krewnych z Białorusi, ponieważ w niektórych miejscach mogliśmy złapać ich sieć komórkową. Nawet teraz w niektórych miejscach otrzymujemy wiadomości SMS o treści „Witamy na Białorusi”. A kiedy wracamy do domu, dostajemy inne wiadomości: „Witamy z powrotem na Ukrainie”. Tak właśnie teraz żyjemy”. Miejscowi żartują, że jest to forma propagandy.

Życie bez planów na przyszłość

Mieszkańcy wioski twierdzą, że ich życie zmieniło się na zawsze. Już nigdy nie będzie takie samo.

„Kiedyś żyliśmy w pokoju”, mówi Nadiya Martyniuk. „Ale teraz nawet ludzie się zmienili. Każdy jest inny. Nikt już niczego nie planuje z wyprzedzeniem. Mija kolejny dzień i mówi się: „Dzięki Bogu!”. W czasach pokoju wszyscy mieli plany. Kiedy powiedziano nam, że będzie wojna, zastanawialiśmy się: „Kto zaatakuje?”. Nikt nie wie, czy ci Białorusini zaatakują. Nikt w to nie wierzy, ale jednak…”

Valentyna Petrivna Andreeva, inna mieszkanka wsi Vetly, zgadza się z tym. Mówi, że ludzie wciąż się boją, a wielu mężczyzn z wioski poszło walczyć na front. Dlatego ludzie chcą tylko pokoju.

„Całe moje życie się zmieniło”, mówi emeryt. „Kiedyś ludzie byli radośni, ale teraz żyjemy w strachu i to wszystko. To takie straszne. Młodzi ludzie budowali rzeczy, robili wiele planów, ale teraz nikt niczego nie buduje. To zupełnie inne życie. Kiedyś nasza wioska szła do przodu. Młodzi ludzie pobierali się i od razu zaczynali budować dom. Chłopcy wyjeżdżali gdzieś do pracy.”

„Kiedyś często rozmawiałam z krewnymi na Białorusi przez telefon, często ich odwiedzaliśmy”, mówi Valentyna Petrivna. „Ale teraz już nie. Oni nie dzwonią i my też nie. Na początku nie wierzyli, że wojna się zaczęła, ale teraz w ogóle nie chcą rozmawiać. Nie dzwonimy ani nie piszemy. Jest jak jest.”

Lilia Worobjowa – Wołyńska Służba Informacyjna (Łuck)

Go to top