Artykuły
Filmy
Podcasty
Szukaj
Close this search box.

Ukraiński Oscar, tłumienie rosyjskiego sprzeciwu i spory graniczne między sojusznikami

Co słychać w Europie Wschodniej: Nagrodzony Oscarem ukraiński film dokumentalny "20 dni w Mariupolu", niedawne ataki na rosyjskich opozycjonistów za granicą podkreślają ciągłe zagrożenia dla sprzeciwu, a stosunki polsko-ukraińskie są napięte z powodu protestów granicznych i sporów handlowych.
Voxeurop

Tegoroczny Oscar dla najlepszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego przypadł wstrząsającemu ukraińskiemu obrazowi 20 dni w Mariupolu, przedstawiającemu agonię miasta szturmowanego przez rosyjską armię wiosną 2022 roku. Odbierając statuetkę – marzenie profesjonalistów z branży filmowej na całym świecie – twórca filmu Mścisław Czernow powiedział, że wolałby nie otrzymać Oscara i że film nie został nakręcony, ponieważ na Ukrainie nie było wojny. Na krótką chwilę atmosferę hollywoodzkiego blichtru przerwała ta ponura refleksja na temat rosyjskiej agresji i jej ofiar.

Oscar dla ukraińskiego filmu wojennego może być postrzegany jako wyraz wzmocnienia pozycji Ukrainy, które nastąpiło nie tylko w sferze politycznej, ale także w sferze kultury. Z pewnym rozgoryczeniem ukraińskie media, które planowały transmisję skróconej wersji oscarowej gali, zauważyły, że część ceremonii wręczenia nagród z udziałem filmu „20 dni w Mariupolu” i jego ekipy została z niej wycięta. Organizator i producent wydarzenia, Disney Entertainment, wyjaśnił, że takie cięcia były konieczne podczas skracania pełnego wydarzenia, które trwało kilka godzin, do 90-minutowej transmisji.

Ale ukraiński felietonista Witalij Portnikow miał inną teorię. O ukraińskich mediach Espreso uważa, że dla zachodniej świadomości wojna rosyjsko-ukraińska jest już historią. To historia, która zniknęła z pierwszych stron gazet i zajmuje miejsce gdzieś na peryferiach wyobraźni. I to pomimo faktu, że jego zdaniem wojna dopiero nabiera rozpędu i nieuniknione jest, że konflikt między demokracjami a autorytaryzmem rozleje się na więcej obszarów świata, a Władimir Putin deklaruje gotowość do wojny nuklearnej z Zachodem. Portnikow zwraca również uwagę, że rok temu nie dokonano żadnych cięć w przemówieniu Julii Nawalny, w którym ani razu nie odniosła się do rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Lider opozycji Aleksiej Nawalny , który zmarł w rosyjskiej kolonii karnej w lutym, został uhonorowany minutą ciszy podczas tegorocznej ceremonii wręczenia Oscarów. Antropolog Katherine Verdery zastanawiała się kiedyś nad polityką martwych c iał w kontekście postkomunistycznej transformacji Europy Wschodniej. Te rozważania nabierają znaczenia, gdy widzimy, że dla wielu odbiorców symboliczna waga jednego ciała może być znacznie większa niż życie odebrane tysiącom ludzi.

Zwolennicy Aleksieja Nawalnego unikają tematu Ukrainy z praktycznego powodu. To dlatego, że walczą o wpływ na Rosjan, a nie na Ukraińców. Ich walka toczy się przeciwko reżimowi Putina, a jak dotąd ich zwycięstwa są jedynie moralne.

Zaledwie kilka tygodni po zabójstwie Aleksieja Nawalnego w więzieniu, 12 marca jeden z liderów jego ruchu Leonid Wołkow został zaatakowany w pobliżu swojego domu i dotkliwie pobity młotkiem. Stało się to nie w Rosji, ale w stolicy Litwy, Wilnie. Tego samego dnia Wołkow udzielił wywiadu niezależnemu rosyjskiemu portalowi emigracyjnemu Meduza . W wywiadzie stwierdził, że jego zdaniem największym ryzykiem jest to, że „zabiją nas wszystkich”.

Litewskie służby bezpieczeństwa uważają, że rosyjscy agenci najprawdopodobniej zorganizowali atak w celu przeciwdziałania wpływom opozycji na wybory prezydenckie w Rosji w dniach 15-17 marca 2024 roku. Na Twitterze minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis powiedział, że odpowiednie władze pracują i że osoby odpowiedzialne za atak na Leonida Wołkowa zostaną ukarane.

Atak nastąpił po otruciu reporterki Jeleny Kostiuczenko w Niemczech i brutalnej śmierci w Hiszpanii Maksima Kuźminowa, rosyjskiego pilota, który współpracował z Ukrainą. Europejskie służby kontrwywiadowcze najwyraźniej starają się zapewnić bezpieczeństwo wygnanym rosyjskim opozycjonistom. Jak ujęła to popularna rosyjska analityk polityczna Ekaterina Shulman, rosyjscy agenci swobodnie wędrują po Europie niczym w bufecie.

W Polsce od wielu tygodni trwają protesty rolników i kilku innych grup na granicy z Ukrainą. Oficjalnie protest i blokada mają na celu import żywności i produktów rolnych z Ukrainy. W praktyce jednak zakłócenia na przejściach granicznych i drogach utrudniają transport wszystkich towarów – w tym tych potrzebnych na froncie. Po kilku sytuacjach, w których polscy protestujący wyrzucali ukraińskie towary z wagonów kolejowych i kontenerów, polski premier ostatecznie zdecydował się włączyć przejścia graniczne do listy szczególnie chronionej infrastruktury krytycznej. Dla wielu było zaskoczeniem, że granica z krajem ogarniętym wojną nie została uznana za krytyczną.

Blokada granicy kładzie się cieniem na stosunkach polsko-ukraińskich. Ukraińcom zależy na utrzymaniu korzystnych ustaleń handlowych, które UE oferuje im od lutego 2022 roku. Z kolei polscy rolnicy chcą całkowitego zamknięcia granicy dla ukraińskich produktów. Tymczasem specjaliści – powszechnie ignorowani – wyjaśnili, jak donosi Kaja Puto w Krytyka Polityczna że niskie ceny zbóż na polskim rynku nie są wynikiem napływu ukraińskiego zboża, ale odzwierciedleniem cen na rynkach światowych. Ceny te z pewnością zostały obniżone przez ogromne wydobycie w Rosji.

Na Ukrainie panuje oburzenie, że Polska domaga się zamknięcia dla nich granicy, podczas gdy nie widzi problemu w handlu z Rosją czy Białorusią. Taki handel nie jest nielegalny, ponieważ towary żywnościowe nie są objęte sankcjami. Atmosferę dodatkowo podgrzały zatrzymania w Polsce ukraińskich dziennikarzy, którzy próbowali udokumentować tę sytuację.

Ukraińcy również niechętnie patrzą na sceny, w których polscy rolnicy wyrzucają ukraińskie zboże. Dla narodu, który doświadczył Hołodomoru, sztucznie wywołanego przez Stalina w latach 30. głodu, który zabił miliony Ukraińców, takie czyny są czystą profanacją. Jest to szczególnie prawdziwe, jak często podkreśla prezydent Wołodymyr Zełenski, biorąc pod uwagę, że ukraińscy rolnicy czasami zbierali plony pod ostrzałem lub ginęli od min pozostawionych na ich polach przez rosyjską armię.

Niestety, nie istnieje proste rozwiązanie, które w pełni usatysfakcjonowałoby wszystkie strony. Zamiast tego w Polsce odbędą się wybory samorządowe zaplanowane na 7 kwietnia. Koalicja rządząca chce pokonać PiS Jarosława Kaczyńskiego, w tym w jego tradycyjnych bastionach, tj. na polskiej prowincji. Zaraz potem rozpocznie się kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego. Dla rządu Tuska nie jest to więc czas na starcia z rolnikami.

Wybory samorządowe w Polsce

Protesty rolników, a zwłaszcza narracja o niskiej jakości ukraińskiej żywności trafiającej na polskie stoły, podsycają niechęć do Ukrainy, która byłaby nie do pomyślenia po rosyjskim ataku zaledwie dwa lata temu. Atmosfera solidarności, która panowała w tamtych czasach, wydaje się teraz naprawdę odległa. Według sondażu przeprowadzonego przez Ipsos, 78 procent Polaków popiera protest rolników i ich postulaty. Podobny odsetek odrzuca argument, że zatrzymanie ukraińskiego importu może zaszkodzić Ukrainie w wojnie z Rosją.

Tymczasem po stronie ukraińskiej sytuacja wygląda podobnie jak jesienią, kiedy zbliżały się wybory parlamentarne w Polsce. Wielu uważa teraz, że należy przeczekać cykl wyborczy, a sytuacja się unormuje. Problem w tym, że wojna na froncie Rosja-Ukraina nie jest zależna od polskiego kalendarza wyborczego i nie poczeka do lata.

Paulina Siegień

Tłumaczenie: Harry Bowden

More from

Choose your language

You can always edit it later

Wybierz język

Zawsze możesz go później edytować

Witamy w

Display Europe!

Ulepszamy naszą witrynę, a Ty możesz nam w tym pomóc, zgłaszając wszelkie problemy. Kliknij symbol flagi w prawym dolnym rogu i napisz do nas. Cenimy Twoją cierpliwość i wsparcie.

Wybór spośród 15 języków